piątek, 31 sierpnia 2012

20 grudnia 2010
część druga


Nie jest ładnie ani miło.

Gwałtowne wciągnięcie powietrza nieco ochłodziło jej umysł, ale to pomogło tylko na chwilę, zaraz poczuła zimny pot wstępujący na plecy i gęsią skórkę na ramionach, co połączone sprawiło, że nie mogła się poruszyć. Ciemnym oczom nie umknęło nic, tego była pewna, im nigdy nic nie umykało, więc nawet nie zdziwiło jej delikatne uniesienie brwi, do którego już dawno zdążyła się przyzwyczaić.
— Wchodzę — mruknął w końcu zniecierpliwiony i wyminął ją zgrabnie. Nie przejął się zdejmowaniem butów i mokrymi śladami, które zostawiał w mieszkaniu. Po chwili usłyszała, że usiadł na kanapie. Kiedy udało jej się otrząsnąć z szoku i opanować drżenie rąk, zamknęła drzwi, po raz kolejny rytualnie przekręcając klucz, po czym poszła za Nim, nadal nie do końca wiedząc co się dzieje.
— Nie dzwoniłaś, zacząłem się niepokoić.
Niepokoił się, wolne żarty, już miała parsknąć, ale zdała sobie sprawę, ze ma w gardle ogromną gulę, która skutecznie to uniemożliwia. Odchrząknęła.
— Zrobisz mi kawę? — zapytał spokojnie, nie spuszczając z niej czujnego wzroku. Zupełnie jakby wyczuwał niedawną obecność innego mężczyzny, jakby poczuł się zagrożony. Niemal spodziewała się, że zaraz zacznie węszyć.
— Nie mam — odparła po chwili. Powoli docierała do niej świadomość, że to wcale nie jest normalne, kiedy czuje się jak intruz we własnym mieszkaniu. Przez moment nawet pojawiło się coś na kształt poczucia winy, że nie ma w domu kawy, to pewnie przez ten Jego przeszywający wzrok, powinni zakazać Mu patrzeć w ten sposób. Próbowała odwrócić głowę, ale udało jej się tylko przesunąć spojrzenie na jego gładkie, jak zwykle nienagannie ogolone, policzki, a potem na perfekcyjnie wykrojone usta, które drgnęły jak na zawołanie i otworzyły się, kiedy zaczął mówić.
— Nie nazwałbym cię gospodynią roku.
Dopiero po chwili, kiedy przestała analizować hipnotyczne ruchy jego warg, zrozumiała co do niej mówił i udało jej się mruknąć coś niezrozumiałego w odpowiedzi, na co uzyskała niepokojący półuśmiech. Nie musiała sprawdzać, żeby wiedzieć, że nie sięgał on oczu. Nienawidziła tego, że w Jego obecności potrafiła tylko stać i poddawać się biegowi wydarzeń. W jej głowie pojawiała się zupełna pustka, a całe ciało było sparaliżowane, dopóki On nie uznawał, że pora to zmienić. Nie mogła się skupić nawet na tyle, żeby skląć w myślach swoją głupotę, która wołała o pomstę do nieba coraz głośniej i głośniej.
— No nic, w takim razie sam sobie jakoś poradzę — zawołał w końcu, podnosząc się. Przeszedł kilka kroków dzielących go od kuchni, po drodze zahaczając dłonią o jej biodro, co odczuła jak najsilniejszy cios. Wciągnęła gwałtownie powietrze, choć wiedziała, że nie powinna tego robić. Natychmiast odwrócił się i zmierzył ją zadowolonym spojrzeniem, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w ten sam sposób patrzy się na psa, który posłusznie wykonał polecenie właściciela, co przeraziło ją jeszcze bardziej, ale ohydna bezsilność nawet nie myślała o tym, żeby ją opuszczać. Resztkami sił zebrała się, żeby odwiesić na wieszak wilgotny płaszcz, który zostawił na kanapie, chciała też wytrzeć zabrudzoną podłogę, ale kiedy się schylała, poczuła na plecach Jego dłoń, przesuwającą się powoli w stronę karku. Zamarła, starając się skupić na czymkolwiek innym, tylko nie na tym, że znowu jest zbyt słaba, znowu będzie ją miał, kiedy tylko zechce, ale jej wysiłki nie przyniosły rezultatu i całą świadomością, wszystkimi nerwami była teraz w miejscu, na którym spoczywała dłoń, zmuszając do wyprostowania się. Niemal słyszała jak jej kręgosłup trzeszczy, kiedy powoli podnosiła głowę, sunąc spojrzeniem po jego sylwetce od prostych, wyprasowanych spodni, przez szeroki pasek i niknącą za nim białą koszulę skrywającą niemożliwie idealne ciało. Nikt nie mógł mieć takiego ciała, ale oczywiście On miał — jakżeby inaczej. Narastające napięcie niemal ją rozsadziło, kiedy oczy znalazły się wreszcie na poziomie Jego szyi. Na szczęście nie zmuszał jej do zadzierania głowy, a patrząc prosto przed siebie widziała tylko grdykę, w tym momencie poruszającą się miarowo, wraz z łykiem gorącej herbaty spływającej do żołądka.
— Nie prowokuj mnie w ten sposób — zamruczał tym niskim głosem, którym sprawiał, że miała dreszcze na całym ciele.
— Nie, proszę, nie… — wyszeptała niemal niesłyszalnie, sama nie będąc pewną czy jakiekolwiek słowa opuszczają jej nieposłuszne usta. Chciała żeby w końcu wyszedł, żeby zostawił ją samą, żeby nie upokarzał jej więcej, zostawił choć odrobinę godności, nawet tak małą, niemal niedostrzegalną, jaką miała jeszcze przed chwilą.
— Szsz… kochanie, jestem z tobą, nic złego się nie stanie.
Właśnie dlatego się stanie, myślała gorączkowo, dlatego, że jesteś! Przesunął powoli wolną dłonią po jej ramieniu. W drugiej trzymał najładniejszy kubek — ten dla gości, tylko na wyjątkowe okazje — co sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej. To okropne, że jej ciało reagowało na Niego w zupełnie inny sposób niż umysł, była pewna, że On też czuł ten dziwny zapach pożądania, który otaczał ją coraz ściślej, choć starała się z nim walczyć z całych sił. Jakby na potwierdzenie domysłów, zbliżył twarz do jej włosów i głęboko wciągnął ich woń, przyciskając mocno nos do głowy.
— Stęskniłem się za tobą. — Kiedy był tak blisko, Jego głos docierał jeszcze głębiej, rozchodził się po jej ciele falami i wnikał dokładnie w te miejsca, w które nie powinien. Oparła się całym ciężarem o ścianę za plecami, bo nagle wydało jej się całkowicie pewne, że zaraz straci równowagę i runie na podłogę, ale nawet to nie pomogło w odzyskaniu przytomności umysłu. Nic nie mogło w tym pomóc, kiedy czuła Go tuż obok siebie, przytrzymującego jej głowę silną, przejmująco zimną dłonią. — A ty?
Szarpnęła gwałtownie głową, czując że zaczynają piec ją oczy. Zawsze na początku miała nadzieję, że tym razem jej się uda i nareszcie uwolni się od niego na zawsze, ale potem, nawet kiedy opierała się najbardziej, Jego czar zaczynał na nią działać i jedyne o czym potrafiła myśleć nie nadawało się do relacjonowania przed dwudziestą trzecią. Wtedy upodlenie przestawało jej przeszkadzać, wszystko stawało się najlepsze, jakie tylko mogło być, pobłogosławione Jego spojrzeniem, Jego dotykiem.
Cichy skowyt wyrwał się z jej ust, sygnalizując obojgu, że teraz już będzie z górki. Tym razem jednak jej ciało poddawało się zupełnie nie dzieląc tego z umysłem, nie mogła wyłączyć myślenia, nie mogła tego znieść. W jednej chwili poczuła jak wilgotna dłoń oderwała się od jej głowy, zauważyła, że odsunął się od niej nieznacznie. Okna nie były zasłonięte, drzwi zaryglowała wcześniej a w głowie nagle zapanowała dziwna pustka.
Podniosła wzrok, nie bardzo wiedząc co się dzieje, dlaczego nagle zrezygnował, i to w momencie, w którym był tak blisko. Chciał ją jeszcze dręczyć? Przedłużyć jej męki, za każdym razem łamiąc ją coraz silniej? Wpatrywała się w niego skonsternowana, próbując opanować ciężki oddech, który wcale nie doprowadzał tlenu do płuc. Nie poruszyła się jednak ani nie odezwała, nie dałaby zresztą rady niczego powiedzieć.
Straciła go z oczu, kiedy przeszedł z powrotem do salonu, cały czas kurczowo ściskając jej najładniejszy kubek, cały czas zostawiając brudne ślady na podłodze. Czuła, że w tym momencie mogłaby się rozpłakać, ale coś ją od tego powstrzymywało, nawet nie musiała powstrzymywać piekących łez. Płynnym ruchem przycisnęła ręce do klatki piersiowej i nacisnęła mocno jakby chciała siłą wtłoczyć powietrze do organizmu. Pomogło, ale i tak mdliło ją z emocji. Bolała świadomość własnego ciała, miękkich, niewielkich piersi, przygniecionych przez ciasno przyciśnięte do ciała ramiona, delikatnej, jasnej skóry na plecach, w którą wbijały się palce, trzęsących się okropnie kolan. Ogarniało ją przedziwne wrażenie, jakby to ciało — pełne słabości, ohydne — nie należało do niej. Jakby została w nim uwięziona i nie mogła zapanować nawet nad jednym mięśniem. Trwała tak bez ruchu, wpatrując się przed siebie zaszklonymi oczami, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić, coraz bardziej nerwowo wbijała palce w ciężki materiał sukienki. W głowie narastało postanowienie natychmiastowego opuszczenia mieszkania, ale kiedy już ciało zgodziło się wykonać kilka kroków, okazało się, że zaprowadziło ją do salonu i zatrzymało się przed oknem. Po drodze minęła Go, ale wolała nie patrzeć w Jego kierunku, nie miała już nawet siły przeklinać zdradzieckiego ciała. Wiotkie ramiona podniosły się i zaciągnęła zasłony. Nie mogą zostać odsłonięte, nie mogą… Przesunęła dłonią po chropowatym materiale, odłożyła na stolik wstążkę, którą były przewiązane. W którym momencie się poddała? Była tak blisko wyjścia, tak blisko, ale zdecydowała się wrócić, wejść prosto w paszczę lwa, dlaczego?
Jego ostrożne dłonie rozpięły zamek z tyłu sukienki i zsunęły ją z ramion Rien, pozwalając opaść na podłogę. Niespieszne usta złożyły miękki, gorący pocałunek na ramieniu dziewczyny, chłodna warga jeszcze raz przesunęła się po jasnej skórze, tworząc dziwny kontrast z gorącym powietrzem, które wydychał. Otulił ją leniwie ramionami, głaszcząc i drażniąc talię i brzuch, i przycisnął do siebie tak mocno, że ledwo mogła oddychać, za to On wdychał jej zapach agresywnie.
— Rien — jęknął, przeciągając ostatnią głoskę w nieskończoność, zamieniając ją w cichy warkot wydobywający się z piersi. Był chciwy, gwałtowny, pieścił niekontrolowanie, wywołując ból, ale było w tym coś ożywczego, coś, co wyrywało dziewczynę z letargu i przepełniało niespotykanym szczęściem. Poddawała się posłusznie Jego działaniom, wystawiając długą, smukłą szyję na brutalne pocałunki. Podczas gdy On zaciskał dłonie na jej pośladkach, ona, drżącymi z emocji palcami, rozpinała kolejne guziki jasnej koszuli, która po całym dniu nadal wyglądała na perfekcyjnie wyprasowaną.
Gorące oddechy przyspieszały, ze zbyt mocno przegryzionej wargi popłynęła odrobina krwi, dokładnie tyle, by nadać całości jeszcze bardziej nierealny wymiar. Niezgrabnie pozbyli się reszty ubrań i przywarli do siebie tak ściśle, że nie sposób było wskazać w którym miejscu kończy się jedno i zaczyna drugie; zlali się w jedno, w podnieconego do granic możliwości potwora, który żywił się napięciem i spełnieniem. Przez moment tańczyli pokraczny taniec, w którym przedostali się do sypialni tak, by przez całą drogę stykać się każdym centymetrem ciała.
— Potrzebuję cię — wysapała w przerwach między pocałunkami, wsuwając dłonie w Jego twarde, czarne włosy i zaciskając je w pięści, ciągnąc delikatne, ale na tyle mocno, żeby poczuł. — Potrzebuję cię… przy mnie. Zawsze, w każdym momencie powinieneś być obok mnie, trzymać mnie mocno, żebym nie rozpadła się na kawałki, nadawać mojemu życiu sens. — Popchnęła go na łóżko i usiadła na jego lędźwiach, wpatrując się intensywnie w ciemne, nieprzeniknione oczy, w tym momencie lekko zamglone i przymrużone. — Tylko dzięki tobie naprawdę jestem sobą, rozumiesz? Tylko ty dajesz mi siłę, żeby przetrwać to wszystko, przebrnąć przez to całe bagno, kurwa, bez ciebie nie byłoby niczego!
Jego jęki nabrały na sile, w miarę jej rytmicznego ruchu, syczał cicho, kiedy drobne dłonie zaciskały się chciwie na gładkim brzuchu, tak rozkosznie zimne na rozgrzanej skórze. Rien wyglądała jakby wpadła w trans, miała szeroko rozwarte oczy i zacięty wyraz twarzy, nabrzmiałe usta nie zamykały się nawet wtedy, kiedy przerywała przedziwny monolog. Już dawno straciła władzę nad ciałem, teraz spomiędzy jej warg płynęły w żaden sposób niehamowane myśli, działo się to tak szybko, że nawet nie zdążyła mieć sobie za złe, że to wszystko mówi.
— Myślisz, że jesteś taki sprytny, ale ja doskonale wiem do czego dążysz. Chcesz mnie zniszczyć, zmiażdżyć, chcesz, żeby nie zostało ze mnie nic, żebyś ty był ostatnią pozostałością mnie, ale za bardzo się boisz, wiem, wiem o tym dobrze… — Przyspieszyła ruchy, napierając na niego z furią, zmieniając stosunek w walkę o dominację, tak istotną w ich pokręconej relacji. — Boisz się, przyznaj, przyznaj, że wzbudzam w tobie jakiekolwiek uczucia, inaczej nie wracałbyś wciąż do mnie.
Krzyknęła głośno, kiedy złapał ją mocno za włosy i przyciągnął bliżej swojej twarzy.
— Nie pieprz bzdur, chcesz mnie tak samo, jak ja ciebie! — wysyczał wściekle, wbijając jej nos w policzek, po czym szarpnął raz jeszcze i pchnął ją na łóżko. Złapał za biodra i wszedł w nią bez ostrzeżenia, wydając przy tym przerażający dźwięk, ale nawet on nie zdołał obezwładnić jej tak, jak Jego słowa. Chcesz mnie tak samo, jak ja ciebie. Jak ja ciebie. Ja ciebie. W jednej chwili całe przedziwne napięcie z niej opadło, utkwiła w nim przerażone spojrzenie i poczuła, że oczy zachodzą jej łzami. Zupełnie irracjonalnie, kompletnie bez sensu, skąd niby wzięła się taka reakcja, dlaczego nagle wielka gula zaczęła ją dławić w gardle, a całe ciało zwiotczało, podrygując jedynie na skutek Jego ruchów? Nie znała odpowiedzi na żadne pytanie, a tym bardziej nie wiedziała niczego o sobie. Powoli, bezradnie wyciągnęła ręce przed siebie i spróbowała go odepchnąć. Nie włożyła w ten gest nawet połowy siły, którą mogła włożyć, ale i tak udało się zwrócić Jego uwagę. Zamarł na chwilę, wciąż sapiąc ciężko, urywany oddech utrudniał mu zrozumienie sytuacji, mimo tego nie umknęła mu determinacja malująca się na jej twarzy. Pozwolił jej wydostać się spod ciężkiego ciała i patrzył jak wychodzi, po drodze nakładając na zupełnie nagie ciało zimowy płaszcz.
Nie zdążył nawet zapytać dokąd idzie, kiedy ogłuszył go trzask drzwi. Jeszcze przez chwilę od ścian mieszkania odbijało się przekleństwo, wyrzucone wściekle z zaciśniętych ust.