niedziela, 8 lipca 2012

7 maja 2008

Od momentu,  w którym przekroczyłam próg, wiedziałam, że tak to się skończy. Kiedy robiłam pierwszy krok wgłąb mieszkania, poczułam jego zapach. Ciężki, męski, cholernie pewny siebie i jeszcze bardziej irytujący.
– Kurwa. – Chciałam wtedy mruknąć pod nosem, ale powstrzymałam się. Za to zrobiłam to teraz, kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się z moim i wiedziałam już, że nie ma innej możliwości. Widziałam, jak się wahał, choć dziwny uśmieszek nawet na chwilę nie schodził mu z ust. W końcu ruszył, przepychając się przez grupki ludzi, w moją stronę. Czemu się wahał, skoro był bardziej wstawiony niż większość pijących wokół? Spuściłam oczy, ale przez cały czas czułam jego palące spojrzenie. Część mnie została całkowicie ogarnięta bezsilnością, ale chciała uciekać mimo tego, byle tylko być jak najdalej od niego. Reszta wiedziała, że nie mogę uciec, nie mogę niczego zmienić. Będzie dokładnie tak, jak jest zawsze. Skuliłam się, starając się o tym nie myśleć. Nie po to tu przyszłam.
W końcu poczułam, że stoi tuż obok. Serce waliło oszalałe, zupełnie gubiąc rytm, gęsta ślina wypełniła usta, nie mogłam wydusić słowa. Wydawało mi się, że drżę na całym ciele. Czekałam, aż się odezwie, wiedząc jednocześnie, że to mnie pogrąży – znajdę się całkowicie w jego mocy.
– Cześć, Rien – powiedział w końcu. A raczej wybełkotał, choć jego słowa wciąż były zrozumiałe. Kiedyś zastanawiałam się, czy on rzeczywiście się upija, czy tylko udaje. To przez te jego oczy, które przez cały czas świdrowały mnie z dziwną przytomnością. Tak jakby upijało się tylko jego ciało, a umysł pozostawał całkowicie świadomy i trzeźwy.
– Cześć – odpowiedziałam po chwili, choć wiedziałam, że już dawno powinnam była odejść i schować się gdzieś daleko stąd. Nie żebym podejrzewała, że szukałby mnie, skądże znowu.
Nie spuszczał ze mnie wzroku, wciąż tak samo bystrego. Powoli oblizałam usta, świadoma, że każdym ruchem daję do zrozumienia, jak bardzo… Jak bardzo co? Zależy mi na nim? Boję się go? Jestem pod jego wpływem? Cały czas narastało we mnie napięcie. Serce obijało się w klatce piersiowej, jak szalone próbując wyrwać się na wolność. Wpatrywałam się w jego ciemne, czarne oczy, czując jak mnie hipnotyzują. Mimochodem rejestrowałam jego silną żuchwę, lekko wystającą brodę, delikatny, jednodniowy zarost pokrywający policzki. Zagryzłam mocno wargę. Dopiero czując ból, mogłam oderwać od niego wzrok. Rozejrzałam się nerwowo. Zerknęłam na sufit, podłogę, ludzi bawiących się wokół nas. My nie mogliśmy się tak bawić.
– Chcę to skończyć. – Wyrwało mi się nagle, zanim zdążyłam pomyśleć. Po pierwsze: kłamałam, po drugie: po co? Wyraz jego twarzy nie zmienił się w ogóle. Ciemne, pełne wargi wciąż wykrzywiały się w tajemniczym półuśmiechu, czarne oczy były tak samo nieprzeniknione. Kiedy zaczęłam się zastanawiać czy usłyszał, powiedział:
– Nie ma czego kończyć.
Żołądek zacisnął się w zimną, ciężką kulę, jelita zawiązały się na supeł, serce tłukło  jeszcze bardziej szaleńczo, a ohydny smak wypełnił moje usta. Jednocześnie poczułam, jak zalewa mnie ponura satysfakcja – spodziewałam się takiej odpowiedzi, wiedziałam, że tak będzie, tym lepiej. Powinno mi być po stokroć łatwiej. Ale nie było. Co tu w ogóle robił, skoro nic go nie obchodziłam? Nagle uderzyła mnie fala gorąca. Czułam, jak tracę panowanie nad sobą, ale nie mogłam mu tego pokazać. Nigdy.
Wciąż na mnie patrzył, jakby z oczekiwaniem. Jakby w jego głowie trwała szaleńcza gonitwa myśli. Dobrze wiedziałam, że tak nie było, że nie myślał zupełnie o niczym. Po prostu patrzył.
– Chcesz się napić? – zapytał cicho. Długie palce zacisnął mocniej na szklance wypełnionej do połowy przezroczystym płynem. Wódką, na pewno – pił tylko ją, zupełnie jak ja. I zupełnie jak ja, nigdy nie upijał się do końca, do utraty świadomości. Kiwnęłam głową, choć wcale nie chciałam. Doskonale wiedziałam, jak to się skończy i żaden alkohol nie mógł tego zmienić. Mimo tego, za każdym razem łudziłam się, że coś we mnie pęknie, że w końcu uda mi się to zerwać.
Jego uśmiech poszerzył się nieznacznie. Tak samo dobrze zdawał sobie sprawę, jak to się skończy, ale nic z tym nie robił. Wydawało mi się, że w jakiś chory, pokręcony sposób oboje tego chcieliśmy. Na chwilę zostałam sama, ignorując powitania ludzi, sądzących, że mnie znają, a którzy tak naprawdę nic o mnie nie wiedzieli. Zupełnie nic.
Miałam szansę, żeby się stąd wyrwać, żeby choć raz nie dawać mu tej satysfakcji, ale nie skorzystałam z niej. Nie ruszyłam się z miejsca aż do jego powrotu. Wsunął w moją dłoń chłodną szklankę, prowokując pierwszy dotyk, który przesądził o wszystkim. Miałam wrażenie, że czuję jego zimną skórę na całym ciele. W tym momencie przestało mieć znaczenie co, i czy w ogóle cokolwiek, miałam na sobie. Dla niego już byłam naga. Stałam tak, rozpalona i zdobyta jednym jego muśnięciem. Gęsia skórka powoli zaczęła zanikać, pozostawiając intensywne mrowienie drażniące każdy nerw. Wypiłam na raz alkohol, który mi przyniósł, unikając jego spojrzenia. Gorzki płyn przepalił gardło i sprawił, że zaczęło mi szumieć w głowie. Tym razem już nie wydawało mi się, że drżę, ale naprawdę dygotałam na całym ciele. Było mi zimno i gorąco zarazem. Nie miało sensu odwlekanie tego – nagle uderzyło mnie to wyjątkowo mocno. Spojrzałam na niego w ten szczególny sposób, który mówił, że już się poddałam, że tak naprawdę nigdy nie walczyłam. Ale on to wiedział.
Wciąż patrzył na mnie tak intensywnie, upijając łyk ze swojej szklanki. Alkohol miał dla niego smak zwycięstwa, to pewne.
Ruszyłam do wyjścia, nie chcąc tego przedłużać. Schody skończyły się zbyt szybko, zbyt łatwo odnalazłam jego samochód. Patrzyłam na swoje odbicie w szybie, czekając aż odblokuje drzwi, a gdy to zrobił, wsiadłam szybko i wbiłam spojrzenie przed siebie, w chłodną, wczesnowiosenną rzeczywistość. Powoli opadał jego czar. Jeszcze mogłam powiedzieć, żeby odwiózł mnie do domu. Całe napięcie nagle mnie opuściło. Przecież wcale nie musiało tak być, to zależało tylko ode mnie.
Ale wtedy położył mi dłoń na kolanie i wszystkie myśli uciekły. Znów był tylko on i jego dotyk, i jego zapach, który wypełniał moje nozdrza. Zerknęłam w bok i napotkałam spojrzenie, które świdrowało mnie na wylot. Odpowiedziałam uśmiechem, który nie obejmował oczu.
Droga do jego domu, jak zwykle, była zbyt krótka. Miałam wrażenie, że nie minęła nawet minuta, a już staliśmy w jego kuchni, a ja patrzyłam jak rozlewa wódkę do kieliszków. Wychyliliśmy je jednym ruchem, cierpki smak zatańczył na języku. Poczułam, jak on zbliża się do mnie, rozlewając kolejną kolejkę. Otarł się o mnie ramieniem, po czym spojrzał mi w oczy i cicho przeprosił. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
Wziął mój kieliszek i powoli wlał mi alkohol do ust. Przełknęłam, przymykając oczy. Udałam, że nie czuję jego dotyku na wargach. Znów na niego zerknęłam. Sięgnęłam po kieliszek, starając się nie dotykać jego ciała. Był tak blisko, oddychał wprost w moją szyję, wywołując napięcie w podbrzuszu, co do którego natury nie miałam wątpliwości. Przekręciłam nieznacznie głowę tak, że teraz czułam ciepło na policzku. Usta rozchyliły mi się same, czekając na pieszczotę. Nie poruszał się, a więc wszystko należało do mnie.

Starałam się opanować coraz cięższy oddech i z trudem cofnęłam się o kilka kroków, zapominając o alkoholu. Spojrzał na mnie z uwagą, odsunął wyimaginowany kosmyk włosów z mojej twarzy, po czym przesunął palcem po policzku, aż dotarł do lekko rozwartych ust. Potarł delikatnie dolną wargę i zbliżył się jeszcze bardziej. Kiedy nasze twarze dzieliło zaledwie kilka milimetrów, przymknęłam oczy. W ten sposób mogłam sobie wmówić, że to się wcale nie dzieje. Nagle poczułam jego wargi, pieszczące moje intensywniej niż się spodziewałam. Język, tak samo chłodny jak skóra, splótł się z moim. Teraz już nie było jego zapachu, czy zapachu alkoholu, była tylko iskrząca woń namiętności, którą się upajałam. Kiedy dłonie zaczęły wędrować po moim ciele coraz śmielej, wsuwając się pod ubranie, wszystko było już jasne. Nie da się inaczej. Jego skóra ocierająca się o moją, nasze przyspieszone oddechy splatające się w jeden, wspólne powietrze, które spijaliśmy nawzajem ze swoich ust – to była jedyna możliwość. Nic tego nie zmieni.


2 komentarze:

  1. Jeśli boli Cię problem szablonów, to może spróbuj jakiś zamówić? Wiem, że Elfaba (http://by-elfaba.blogspot.co.uk/) robi całkiem ładne.
    A tak w ogóle to powodzenia z przenosinami. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie strasznie głupie, ale lubię mieć wszystko swoje. To znaczy i tekst, i oprawę graficzną. W dodatku żaden z widzianych w sieci szablonów mi nie pasuje, a nawet jak zamówię, to to nigdy nie będzie wyglądało do końca tak, jak bym to sobie wyobrażała.
      To chyba chęć kontroli ze mnie wyłazi, nu.
      Ale szablony Elfaby widziałam i nie można powiedzieć, ze są brzydkie. :)
      O, dziękuję bardzo, w zasadzie dobrze mieć wszystko w jednym miejscu, ale trochę trudno się przestawić tak całkiem. Zwłaszcza jak się pierwsze kroki na Onecie stawiało... (sniff)

      Usuń